RYZYKO

Pozwole sobie wkleic częsc postu journalisty, ktorego niezmiernie szanuje, experta od Chin, mędrca, geniusza piora-Konrada Godlewskiego.

„Co to jest ryzyko? Jak wiadomo, pewien maturzysta w odpowiedzi na tak postawione pytanie oddał pustą kartkę z podpisem: „To jest właśnie ryzyko!”. Jaką ocenę za to dostał – historia milczy, ale słuchając tego dowcipu niewątpliwie sami wczuwamy się przez chwilę w skórę egzaminatora. I od razu robi się wesoło, gdyż podejście maturzysty zakrawa na absurd, a humor – jak onegdaj zauważył Zygmunt Freud – opiera się właśnie na absurdach. W tym przypadku sprytny uczeń wykalkulował, że prosty koncept mógłby zastąpić żmudną pisaninę.

Ryzyko jest zawsze jakąś kalkulacją. W biznesie ryzyko jest iterowane, a zatem powtarza się nieustająco. Zawsze istnieje pewna mierzalna szansa, że coś się wykolei. Zawsze istnieją zyski lub straty, będące rozwiązaniami probabilistycznego równiania. Ale każdy bilansuje ryzyko trochę inaczej, o czy miałem się okazję jakiś czas temu przekonać…”

„Otóż wydaje się, że w Chinach wyczerpały się już główne rezerwy szybkiego wzrostu. Słupki na wykresach będą teraz rosnąć wolniej, a kto wie, czy się w ogóle zatrzymają. Niektórzy wieszczą, że Chiny, kraj podobny do Japonii pod wieloma względami, same zbliżają się do swojego szklanego sufitu, na którym Chiński Sen (中国梦) ostatecznie się zatrzyma.

Między Krajem Kwitnącej Wiśni, a Państwem Środka zachodzi jednak pewna różnica… Otóż Chińczycy uwielbiają ryzyko. Niech tam w Tokio dźwięczą sobie te śmieszne maszynki do pachinko, ale największa jaskinia hazardu na świecie znajduje się w Makau. Zaledwie kilka lat temu Makau zrównało się pod względem dochodów z Las Vegas, a dziś przy przynosi pięć razy więcej zysku. I to pomimo spadków w ciągu ostatnich 18 miesięcy. Chińczycy mają bowiem to do sobie, że nie boją się igrać z losem, jaki ci gracze giełdowi, którzy po letnim krachu w tym roku bez sentymentów wrócili z siatkami pełnymi banknotów na szanghajski parkiet.

W swoich książkach o Chinach i USA Guy Sorman odwołuje się do pojęcia „konstruktywnej destrukcji” – wywiedzionego przez Josepha Schumpetera wprost z pism Karola Marksa. I w Chinach, i w Stanach istnieją oczywiście świete krowy zbyt duże, żeby upaść (w USA banki, w Chinach wszelkiego rodzaju SOE), ale w skali mikro obie gospodarki przypominają Dziki Zachód z westernów. Firmy błyskawicznie powstają i znikają, całe miasta się wyludniają, bo coś tam się przestało opłacać (to w USA), albo stają puste, bo ktoś przestrzelił z inwestowaniem i mieszkańcy tych miast jeszcze się nie urodzili (w Chinach).

Mieszkam już w Chinach 6,5 roku i mogę coś tam powiedzieć o metabolizmie tkanki miejskiej w Szanghaju i w Warszawie. Z moich obserwacji wynika, że Szanghaj to paker na sterydach, podczas gdy Warszawa to stateczna emerytka w bujanym fotelu. W ciągu kilku lat ulica w Szanghaju może diametralnie zmienić wygląd – sklepy otwierają się, żyją i umierają, a na zgliszczach starych, nieudanych biznesów wyrastają nowe. Z udanych biznesów pączkują całe sieci, na skalę miasta, prowincji i kraju.

I tak się dzieje w całych Chinach. I dopóki tak się dzieje, Chiny będą się rozwijać.”

Caly post tutaj:
Ryzyko

SKOMENTUJ

2 comments on “RYZYKO

  • Zgadzam się. Świetnie napisane. Ja czasem jestem zszokowany tempem zmian które tutaj zachodzą. Jest to tak ciężkie do opowiedzenia dla osób z Zachodu. Podam przykład. Wczoraj wieczorem jadłem w restauracji. Następnego dnia w południe – restauracja nie istniała. Nie było jej. Robotnicy burzyli ostatnią ścianę działową, przygotowując grunt do kolejnego biznesu. Kosmos.

  • Warto dodac, ze w Chinach wystarczy wyjechac poza obreb wielkich miast aby sie przekonac jakie kolosalne rezerwy w sobie jeszcze posiadaja te nie rozwiniete czesci kraju!

Comments are closed.